Zbliżają się walentynki, więc i mnie jakoś tak poniosło, że postanowiłam przeczytać coś związanego miłością. Nie przepadam za romansidłami, tanimi opowiastkami o miłości więc wybór lektury był ciężki. Dlatego postanowiłam pocierpieć trochę w ten ociekający miłością miesiąc, i wybór książki zrzuciłam na barki mojej przyjaciółki. Ona chyba wiedząc, jaką torturą to dla mnie będzie, jednak nie zostawię tego w połowie i dokończę wybrała da mnie przeuroczą, ociekającą miłością, pragnieniem książkę jaką jest „Grey. Pięćdziesiąt twarzy Greya oczami Christiana”, autorstwa jedynej w swoim rodzaju mistrzyni pióra E.L.James. Przeklinałam ją w duchu, czary i uroki na nią rzucałam, zaczęłam ją nienawidzić i w myślach już przygotowywałam plan zemsty na tej dziewoi, która zwie się moją przyjaciółką, ale nic nie dałam po sobie poznać i z uśmiechem na twarzy przyjęłam książkę obiecując, że jak tylko skończę zdam jej recenzję.
Ej
Koleżanko! Coś Ty myślała, że to będzie recenzja pełna „
ochów” i „ achów”? O nie, nie Koleżanko, nad gównem nie ma
co się rozpływać i zachwalać. Jakie gówno jest – każdy wie,
to teraz niech sobie do tego wyobrażenia dopisze tę książkę, bo
to jest idealne odzwierciedlenie.
Myślałam,
że nie wyjdzie już nic gorszego niż „ Osiemdziesiąt dni żółtych
” - myliłam się. Myślałam, że ta mega wielka mistrzyni pióra,
zgarnęła tyle kasiory, że 5 pokoleń po niej będzie jeszcze na
wysokim poziomie żyć, ale niee – ta pożal się Boże pisareczka,
połasiła się na więcej. I żeby chociaż napisała coś nowego,
coś co by nadawało się do czytanie a język był przystępny –
nie. Ona postanowiła wzbogacić się na tym samym tylko pisane z
perspektywy Christiana.
Kobity
się zachwycają ba – co niektóre są nawet w stanie Cię zwyzywać
za negatywne opinie o tej serii, ale ja się kufa pytam – czym tu
się zachwycać? Co ta książka wnosi w Wasze życie, że jesteście
w stanie ją bronić jak lwica młode? Ani to jakieś podniecające,
ani pouczające – słabe to jak majtki z bazaru. Chyba że, macie
po 12 lat i nigdy nie poznałyście co to znaczy „kochać się” i
beznadziejne jednym słowem chamskie opisy seksu, są dla Was
przewodnikiem? Jeśli tak, to współczuję.
O
czym jest to bajkopisarstwo, śmiejące się nazywać książką? A o
młodej studentce, która w zastępstwie za koleżankę, wybiera się
przeprowadzić wywiad z bogatym milionerem Christianem Greye'm.
Podczas tego wywiadu, ciamajdowata Ana wpada w oko Christianowi,
który cały czas w myślach rozmawia ze swoim „wackiem” i
powstrzymuje się przed „ wyruchaniem” jej.
To
jest tak prymitywne, że dochodzę do wniosku, iż historie
przedstawione w pornosach mają więcej iskry i są bardziej
wyrafinowane niż książka pisana z jego punktu widzenia. Czego
autorka, zrobiła z niego niewyżytego zboczeńca, któremu tylko
jedno w głowie? Przecież wcześniej przedstawiła go jako
inteligentnego dżentelmena, z klasą, kulturalnego – w tej książce
tego zabrakło. Jest po prostu ociosany chłop, ubrany w najdroższe
garnitury i posiadający fortunę oraz imperium, natomiast pod spodem
to typowy wieśniak, cham, prostak i zboczeniec. Żeby tego było
mało, jego słownictwo którym posługuje się w myślach jest tak
infantylne, że aż oczy płaczą a uszy bolą. Śmieliśmy się z
„wewnętrznej bogini” Any, ale to jest nic, w porównaniu z
rozmowami ze „swoim wackiem”. Bardzo ruchliwy ten wacek, drgał
na każdym kroku, masz rozkładać chciał cały czas, widział
„dupę” - stawał, widział ust – stawał, widział rytuał
zaparzania herbaty – stawał. Ciekawi mnie czy przy „dwójeczce”
też stawał.Fabuła
– ha, jaka fabuła! Sama siebie rozśmieszyłam. W tej książce
brak wszystkiego. Brak fabuły, brak wyrazistych bohaterów, brak
dialogu, brak czegokolwiek.
Wiecie,
naprawdę zastanawia mnie co te książki wnoszą do pożycia
seksualnego, skoro tyle bab to potwierdza. Dla mnie ta książka, to
jakiś niewypał, tragedia, masakryczna masakra, która nie powinna
była powstać. I jeszcze cena – 39,90! To jakieś nieporozumienie.
Tą książką co najwyżej można tyłek podetrzeć, wtedy możecie
poczuć się jak Bijąs, która będą w Polsce zażyczyła sobie
czerwonego papieru z drobinkami diamentu, bo gwarantuję Wam, że tak
drogim papierem na jakim jest drukowany Grey to się jeszcze nie
podcieraliście. Chyba że, jesteście burżujami i stać Was na
papier do pupci za 40 zł.
przeczytałam i nic do niej nie miałam:)
OdpowiedzUsuń