Czekałam
na tę produkcję długo, oj bardzo długo. W 2012 jak przeczytałam
książkę, to byłam pewna – idę na film. Mam jeszcze stare
wydanie książki, gdzie z okładki bije zapowiedź o „ Nicole
Kidman w roli Lily”. Od 2012 roku, śledziłam doniesienia o
postępach w pracy nad filmem. Czytałam o Charlize Theron, która
miała dołączyć do obsady aż pewnego dnia wszystko ucichło. Nie
było doniesień na temat tego projektu. Puff i zniknęło. „Szkoda”
- pomyślałam sobie i zaczęłam żyć dalej. Aż tu nagle, w 2015
roku wielkie poruszenie i projekt wraca do łask. Wybrano obsadę,
reżyserów ,producentów nic tylko czekać na efekt. Więc czekałam…
W
zeszłym tygodniu obejrzałam film i mam mieszane uczucia… Nie było
to kino porywające, smutne – po prostu było.
![]() |
Alicia Vikander i Eddie Redmayne |
Główną
rolę Einara/Lily otrzymał Eddie Redmayne, zeszłoroczny zdobywca
Oscara za pierwszoplanową rolę w filmie „Teoria wszystkiego”,
czy zasłużoną czy nie – opinie są różne, ja w nie nie wnikam.
Dostał to dostał na kij drążyć temat. W rolę jego żony Grety
wcieliła się jak dla mnie zjawiskowa i fenomenalna Alicia Vikander
( Ex machina, Kryptonim U.N.C.L.E), która moim zdaniem skradła cały
seans. W role drugoplanowe wcielili się : znany ze "Skyfall" Ben Whishaw oraz Matthias Schoenaerts, który wielu osobom przypomina Władimira Putina i gdzie nie jestem, to każdy to komentuje.


Największych
plusem tej fabuły jest relacja jaka odgrywa się pomiędzy
małżonkami. To Greta, nieświadomie obudziła w Einarze długo
skrywaną Lily, to ona namówiła męża do pozowania w damskich
sukienkach. To co na początku wydawało się niewinną zabawą
małżonków, przerodziło się w ogromny kryzys tożsamości Einara
oraz postawiło Gretę na wielką próbę. Kobieta stanęła przed
dylematem czy walczyć o odzyskanie swojego męża czy stanąć u
jego boku w walce o swoją tożsamość.
Na
ekranie widzimy przemianę Einara, początkową nieśmiałość która
z biegiem czasu przeradza się w walkę o swoje ciało, o swój
komfort psychiczny. Poznajemy też opinie lekarzy, którzy w tamtych
czasach niezbyt entuzjastycznie podchodzili do „takich przypadków”,
traktując je jako chorobę psychiczną. W obecnych czasach, nikt
już tak nie postępuje – nauka ewaluowała i w czasach
dzisiejszych nie jest to zaskoczeniem.
Film
bardzo przemyślany, bardzo dostosowany do tamtych czasów. Kostiumy
pierwsza klasa, nie wiem czego ale nadal sądzę, że wtedy to była
moda – bardzo mi się taki styl podoba. Jednak coś mi w tym filmie
nie pasowało. Nie był on zły – był naprawdę bardzo dobry,
ukazanie relacji Państwa Einarów – miód malina, postacie
drugoplanowe – również świetnie zagrane, dopełniają całości.
Problem chyba mam z głównym aktorem – Eddiem Redmayner'em. Lubię
go, naprawdę ale jakoś mi nie pasował na Einara – był za
damski, ani na Lily – był za męski. Tego czego brakowało w roli
męskiej widać było gdy grał Lily, a tego co brakowało w roli
damskiej ujawniało się kiedy odgrywał rolę Einara. Nie mówię,
że nie potrafi on grać – o nie, to bardzo utalentowany aktor,
mający na koncie Oscara, po prostu nie spodobał mi się on w roli
Einara\Lily. No cóż…
Natomiast
Greta, którą grała Alicia Vikander – to dopiero świetnie
zagrana rola. Dziewczyna ma talent, skradała każdą scenę w
której się pojawiała. Wspaniale wcielała się w rolę cierpiącej,
ale też wspierającej i wyrozumiałej żony.
„Dziewczyna
z portretu” imponuje również pod względem realizatorskich
poczynając od scenografii, od której nie można oderwać wzroku, co
w połączeniu z muzyką Desplata zapewnia nam niezapomniane doznania
estetyczne.
Czy
pomimo braku zapałania sympatią do głównego aktora polecam? Tak,
jak najbardziej polecam. To wspaniały seans, który dostarczy Wam
piękne doznania estetyczne oraz piękną historię miłości, o
którą w Naszych czasach ciężko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli już tu jesteś i zamierzasz zostawić komentarz, to napisz coś więcej niż tylko: "Chcę" , " przeczytam". Szanujmy się i skoro ja poświęcam czas by napisać więcej niż jedno słowo, również i Ty możesz zbudować jedno pełne zdanie :)