Oczywiście nie jest tajemnicą
poliszynela ( a tak nawiasem mówiąc, co to do cholery jest za
słowo?) że jestem starą dupą. Może nie pamiętam czasów II
wojny światowej i nie walczyłam pod Grunwaldem ( choć, czy ja
wiem), ale pamiętam czasy takich zespołów jak Backstreet Boys (
tak, tak nogi z waty, a te ich ruchy, mrau), Violetty Villas,
Czerwonych Gitar ( no może aż taka stara nie jestem, ale pamiętam
ich) ba nawet początki Britney Spears ( dobra, swoje już
wycierpiałam za ten wyskok). Jestem raczej osobą, która ma
naprawdę wybredny gust muzyczny. Piosenka musi mi po prostu wpaść
w ucho. Nie lubię tych współczesnych „łubów-dubów” ( a tak
na marginesie co to za muzyka? To już sobie lepiej włączyć piłę
mechaniczną!). Dlatego też uwielbiam, piosenki nastrojowe, które
są szczere i mają przesłanie.
Mój gust troszeczkę Wam przybliżyłam,
dzięki odtwarzaczowi po lewicy, jednak to nie wszystkie piosenki,
które są kojące dla mej duszy;)
Bo pewnie tego nie wiecie, ale
uwielbiam twórczość Anny German. Jej słowiczy głos, sprawia że
moje myśli odpływają ( zresztą ja odpływam często, głównie
wtedy kiedy ktoś mi gdera do ucha o jakimś „Maćku który jest
boski”, a tak naprawdę mnie to mało interesuje, albo w pracy
biorąc książkę streszcza mi przy kasie historię swojego życia,
a za nim kolejka jak za komuny). Przy głosie Anny German po prostu,
odpływam w inny świat. Świat, który mnie uspokaja, który nie
jest sztuczny i przepełniony idiotami ( idioci, wszędzie idioci).
Jest to mój mały świat, w którym każdy jest inteligentny, gdzie
faceci nie myślą tylko o cyckach, gdzie traktują kobiety z godnym
im szacunkiem, gdzie nikt się nigdzie nie śpieszy, gdzie nie ma
tego całego cyrku w postaci polityki.
Jej piosenki, zawsze sprawiają że
przechodzą mnie ciary, a jej głos – jej głos to dar od niebios.
Anna German była kobietą znaną
koncertowała w Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Włoszech czy Australii
i wielu innych krajach. Śpiewała w siedmiu językach ( może
dlatego pokochałam jej osobę, bo też tyle języków znam?;p) i
była dwukrotnie uznana za najpopularniejszą piosenkarką wśród
Polonii amerykańskiej.
Jednak wróćmy do książki.
Nie jest to typowa biografia
piosenkarki – to jest wręcz autobiografia, bo piosenkarka mówi
sama o sobie. Są to jej wypowiedzi, które za życia udzieliła
prasie czy w rozgłośniach, a Pani Mariola pięknie zebrała to w
„kupę” i utworzyła piękną, szczerą autobiografię. Anna
German, mówi sama o sobie. I tak, dowiadujemy się więcej o jej
życiu i karierze estradowej, zapoznajemy się z listami które
wysyłała do bliskich jej osób. Książka dodatkowo opatrzona jest
zdjęciami piosenkarki, które pochodzą z prywatnych albumów jej
męża – Zbigniewa Tucholskiego. Jest to nie lada gratka, dla
każdego fana Pani Anny, kobiety o słowiczym głosie.
I tak dowiadujemy się że Anna,
urodziła się w 1936 roku w Urgenczu, dzieciństwo spędziła w
Dżambule, jednak w trakcie II wojny światowej jej rodzinę
przesiedlono do Polski. Wychowywała się z mamą i babcią, jej
wspomnienia o ojcu są znikome. Po przesiedleniu na tereny polskie,
rozpoczęła naukę na Wydziale Geologii Uniwersytetu Wrocławskiego,
i to na studiach zetknęła się ze śpiewem. Początkowo występowała
na scenie studenckiej, a potem już na większych scenach gdzie
zdobywała kolejne nagrody. Dzięki temu polska uzyskała gwiazdę
światowego formatu – śpiewającą Panią geolog;) Za sprawą
uzyskanego stypendium z Ministerstwa Kultury i Sztuki mogła swój
warsztat szlifować we Włoszech. Ale i nasz „słowik” w swoim
życiu miał ciężkie chwile. W 1967 roku Anna uległa poważnemu
wypadkowi, zachodziła obawa że nasza Diva, nie będzie mogła
chodzić, jednak dzięki determinacji i rehabilitacji Anna wróciła
na ukochaną scenę. Znów zaczęła koncertować, znów witano ją z
otwartymi ramionami i wyczekiwano na jej koncerty. Niestety w 1982
roku nowotwór kości, zabrał ją nam już na zawsze. Ale pozostały
nam po niej przepiękne utwory, które zawsze będą przyjemne dla
naszego ucha.
Wywiady, które zostały użyte w tej
książce są tak posegregowanie, iż nie zauważamy że tworzą one
zlepki, wręcz idealnie się ze sobą komponują tworząc spójną
całość. Autobiografia przyciąga jak magnes, nie możemy się od
niej odkleić – bo życie Pani Anny, opowiadane przez nią samą
jest naprawdę niewiarygodne. Książka ta, to nie lada gratka dla
fana, ale nie tylko. Każdy powinien po tę książkę sięgnąć,
nawet młodzież – by zapoznać się z twórczością i życiem
prawdziwej gwiazdy, która nie potrzebuje sprzętu by polepszyć jej
głos.
Osobiście książkę oceniam bardzo
pozytywnie, i z chęcią do niej wrócę kiedy będę ponownie w
„swoim małym świecie” wsłuchiwać się we wspaniały głos
Anny German, która będzie mi śpiewać „ w kawiarence na rogu,
każdej nocy jest koncert..."
Szkoda tylko, że takich artystów już
nie ma...
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu:
Myślałam nad tą książką, ale jednak nie wzięłam. A "Tańczące Eurydyki" uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja :)
tulipanowo.blogspot.com
niestety nie czytuję tego typu książek, zatem odpuszczam :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i miłego wieczoru :)
Uwielbiam polskie piosenki z dawnych lat. Seweryn Krajewski, Anna Jantar, Edyta Geppert, Grażyna Łobaszewska - głosy, których mogłabym słuchać bez przerwy. O Annie German słyszałam, bo jak mogłabym nie znać piosenki "Tańczące Eurydyki"? Jednak przyznam, że nigdy nie zasłuchiwałam się zbyt specjalnie w jej muzykę. Wiem, że ma piękny głos, aczkolwiek nigdy jakoś nie było mi po drodze... Niemniej jednak widziałam tę biografię w księgarni, przejrzałam ją i wydaje się naprawdę ciekawa, szczególnie tym, którzy interesują/interesowali się tą piosenkarką.
OdpowiedzUsuń