Sasha Grey, kto o niej nie słyszał?
Ta druga płeć zapewne nie raz nawet oglądała. Dla wielu Panów
jest ona ideałem piękna, inni Panowie chcą mieć wybrankę na jej
podobiznę, co kto lubi – nie wnikam. Widzieć, nie widziałam
żadnego jej arcydzieła, śledzić jej kariery też nie śledziłam.
Kiedyś mignął mi przed oczami artykuł, że Sasha zakończyła
karierę porno gwiazdy, potem sieć zalewała fala zdjęć i
artykułów, że aktorka ( czy można ją tak nazwać?) postanowiła
poświęcić się działalności charytatywnej i czyta w
przedszkolach dzieciom bajki.
Po raz kolejny, co kto lubi – nie mi
oceniać. Ale jak zobaczyłam w zapowiedziach jej książkę, to moja
pierwsza myśl brzmiała „ no w dupie jej się poprzewracało”.
Szybko też podzieliłam się swoim odkryciem ze Swoim Starym oraz
naszym znajomych, który od miesiąca jest naszym współlokatorem.
Stary zaczął się niemiłosiernie śmiać, po czym skwitował to
krótkim, ale dobitnym „ w dupie to mam”, natomiast Mały (
znajomy) wykazał wręcz zainteresowanie, wiadomo, fan Sashy się
znalazł ;) Po żwawej i długiej
dyskusji na temat życiorysu wyżej wymienionej Pani, która trwała
do 3 rano podjęliśmy szybką decyzję: „nie ma co gdybać,
książkę trzeba zakupić i przeczytać”, by potem mieć pojęcie
co w książce jest, by podjąć kolejną dyskusję. Wspólnie
stwierdziliśmy też, kto, jak kto, ale ona wie, o czym pisze i może
na tle tych wszystkich wychodzących na rynek wydawniczy erotyków,
okaże się być prawdziwą perełką. Książkę wsadziliśmy do
koszyka, opłaciliśmy i dzień później była do odbioru.
Rzuciliśmy się o otwarcia, bo nie zadecydowaliśmy, kto pierwszy ją
przeczyta, a każdy chciał dotknąć i poczytać tył okładki.
Okładka książki jest w pięknym
miętowym kolorze, aksamitna. Można rzecz – skromna wręcz
minimalistyczna. Przymknięta kobieca powieka jest tajemnicza, wręcz
zachęca do zapoznania się z treścią, zaprasza do tytułowego
klubu, pokazując aurę tajemniczości. Złote wypukłe napisy
informujące, kto książkę napisał i biały tytuł idealnie
komponują się z powieką i tworzą zjawiskową całość, że gdyby
książkę można było ocenić tylko po okładce, dostałaby ode
mnie najwyższą notę. Ale książek po okładce się nie ocenia, bo
najważniejsza jest treść. W przypadku książki Sashy Grey pt ”
Klub Julietty”, można powiedzieć, że jedyną dobrą rzeczą w
książce jest tylko i wyłącznie okładka, bo treści brak. Nie
żeby karki były puste, nic z tych rzeczy, po prostu treść była
tragiczna.
Główna bohaterka ( nie pamiętam jak
nawet ma na imię, więc dajmy jej Asia) to młoda studentka, która
na
wykładach marzy o seksie ze swoim wykładowcą. Chłopak ( dajmy
mu Jasio, bo też imienia nie pamiętam) nie zaspokaja jej, jest
skupiony na swojej pracy i karierze. Młoda Asia na wykładach
poznaje koleżankę z roku, młodą, seksowną pewną siebie Zdzisię
( imię też dla potrzeb recenzji, bo też nie pamiętam). Dziewczyny
przypadają sobie do gustu, ich głównym tematem jest zauroczenie
Asi do wykładowcy, a możliwościami seksualnymi owego Pana, które
przetestowała już Zdzisia. Nowa koleżanka, wprowadza też Asię w
tajniki seksu oraz praktyk bdsm.. Zabiera ją do klubów dla osób
wyzwolonych, gdzie orgie czy seks na oczach wszystkich jest niczym
paciorek przed snem. Niczym szczególnym.
Mam problem z treścią, bo nagle
rzeczywista treść miesza się ze snami głównej bohaterki albo z
jej marzeniami i ciężko się połapać, czy to, co przeczytaliśmy
to wymysł bohaterki jej sen czy coś, co ją spotkało. Jeśli
chodzi o sam Klub Julietty, nie dowiadujemy się o nim nic, nic a nic
przez całą książkę. Dziwi mnie, że przez całą książkę nie
ma wzmianki czy tytułowy klub jest, o co w nim chodzi jak się do
niego dostać, co trzeba spełniać.
Ściemniać nie będę, książka jest
słaba, czytamy, ale prawda jest inna – nie wiemy, o czym i co
czytamy. Wszystko się ze sobą zlewa, nie ma spójności, nie ma
jakiegoś punktu zaczepienia, który sprawi, że wszystko się ze
sobą będzie łączyć. Sprawia to, że czytanie staje się
męczarnią. Męczyło mnie to, że nie potrafiłam zrozumieć sensu
tej książki, nie widziałam w niej nic ciekawego, jednak nadal
brnęłam dalej z nadzieją, że znajdę, choć mały płomień,
który zaspokoi moją ciekawość. Nic z tych rzeczy, do samego końca
okazało się nudne i ciężkie w zrozumieniu. Nadal sądzę, że
najlepszą częścią książki jest jej okładka, która, pomimo iż
skrywa beznadziejną treść, jest piękna. Tak dla okładki, nie da
treści.
Widziałam ją ostatnio w księgarni i oczom nie wierzyłam, musiałam dwa razy sprawdzać, czy to serio TA Sasha Grey.. I choć ciekawość korciła, to raczej po nią nie sięgnę, bo i po co :D
OdpowiedzUsuńmoja ciekawość została zaspokojona, i na sam koniec dostała ochrzań za to co czasami ją interesuje :D
Usuń