Janet Evanovich - "Parszywa Dwunastka" wyd. Fabryka Słów |
Nie ma chyba książki, na którą bym
czekała tak niecierpliwie jak na kolejne przygody Stephanie Plum!
Nie
ma! Kocham Stephanie, jej przygody, jej humor, jej faceta – no
cóż, nic nie poradzę, że kocham Morellego miłością ślepą :)
Jak tylko wyszła „Parszywa
Dwunastka”, poleciałam do księgarni, przygarnęłam książkę w
swoje ramiona i broniłam jej jak własnego dziecka, nie oddając
nikomu.
Stephanie Plum, nie trzeba nikomu
przedstawiać. Znają ją wszyscy, nawet Ci co nie czytali.
Fajtłapowata łowczyni nagród, która z każdym nowym zleceniem
jest na celowniku jakiegoś szaleńca, a jej przygody doprowadzają
do bólu brzucha ze śmiechu. A, żebym nie zapomniała, to że jej
samochody wybuchają, to codzienność :) Otoczona dwoma seksownymi
facetami, kochająca pączki, posiadająca szaloną rodzinkę, z
którą wierzcie mi – nie wytrzymalibyście. Przebywająca zawsze w
dziwnym towarzystwie. Jej przyjaciółka, była prostytutka, szef -
zboczony kuzyn, krążą nawet plotki że kopuluje ze zwierzętami.
Jej babcia – miłośniczka styp i otwierania trumien, matka
popijająca w ukryciu bo nie potrafi wytrzymać z babką i ojciec,
który naprawdę ma anielską cierpliwość, i jeszcze nie zdołał
zabić własnej teściowej. To tak w wielkim skrócie o naszej
Śliweczce.
„Parszywa dwunastka” to kolejna
część i kolejna sprawa do rozwiązania. Tym razem Stephanie jest
śledzona przez kobietę, podającą się za żonę Komandosa.
Dziwne, co nie? Bo przecież nic nie wiemy o Carlosie Manoso zwanym
Komandosem. Mężczyzna ten strzeże swoich sekretów najlepiej jak
potrafi, jedyne co do tej pory o nim się dowiedzieliśmy to że
mieszka w swojej Jaskini Batmana, która jest non stop monitorowana,
posiada firmę ochroniarską KomandoMen i ma naprawdę czarne
interesy. Wiemy również, że pociąga naszą Śliweczką, która za
wszelką ceną stara się być wierna Morellemu i panuje nad samą
sobą by nie wskoczyć na Komandosa. Sprawa się komplikuje, bo z
chwilą kiedy Steph zaczyna być śledzona, Komandos znika i nie ma z
nim kontaktu, a wszystkie media na świecie nadają wiadomość o
porwaniu przez Komandosa własnej córki.
W „Parszywej Dwunatce” jest
wszystko, tajemnica, humor, akcja i miłość. Fajny w tej serii jest
fakt, że można każdą z nich czytać osobno. Nie trzeba
rozpoczynać od pierwszej książki by wiedzieć co się działo, bo
wraz z początkiem kolejnego tomu, Stephanie dokładnie opisuje kto
jest kim, kto w jej życiu zajmuje ważne miejsce i co działo się
wcześniej. Serię można rozpocząć w każdej chwili, i nie
ucierpicie na tym, iż nie przeczytaliście wcześniejszych części.
Teraz napiszę coś, za co chyba
zostanę zlinczowana. Ale co ja poradzę, zawsze byłam wywrotowcem.
Nie wiem czego, ale postać Komandosa strasznie mnie drażni. Wiem,
że inne czytelniczki wprost szaleją kiedy pojawia się na kartkach
książki, ale mnie ani on ziębi ani grzeje. Po prostu drażni mnie.
Drażni mnie to jego zachowanie, ta jego tajemniczość, to że jak
sam to określa ma chęć na Śliweczkę, ale zaraz potem stwierdza
że nie chce się angażować. Jak dla mnie, nie jest on facetem
moich marzeń, nie wyobrażam sobie żebym mogła iść do łóżka z
facetem, który ma na mnie chęć i dowiedzieć się, że nie może
mi nic więcej zaoferować bo nie chce się wiązać. Oczywiście, nie przeczę temu że na
Śliweczce bardzo mu zależy i dba o jej bezpieczeństwo, jednak nie
przekonuje mnie on nic a nic, że to właśnie on jest mężczyzną
którego powinna wybrać. W przeciwieństwie do Joe Morellego.
Morelli – to facet z krwi i kości.
Kiedy nagle na kartkach książki pojawia się jego nazwisko, jestem
cała mokra a oczy mam wielkie jak pięciozłotówki. Jezu, jak ten
facet na mnie działa. Nie tylko dba i troszczy się o naszą
Śliweczkę, pokazuje swoją zazdrość, kłóci się z nią aż
wióry lecą, potem mają dziki całonocny seks. Morelli jasno
wyraził co czuje do naszej Stephanie, facet wyłożył kawę na
ławę, kocha ją, chce z nią być, chce mieć z nią dzieci i się
z nią zestarzeć. Chociaż jej praca, działa mu na układ nerwowy i
jego owrzodzenie, to bierze ją w całości taką jaka jest. Bo
przecież kiedy się kocha, to z całym ekwipunkiem, jakim jest nawet
jej rodzina, którą o dziwo on lubi i potrafi z nimi wytrzymać.
Jeśli jeszcze nie czytaliście
przygód Śliweczki, to gorąco zachęcam, bo to naprawdę dobrze
spędzony czas. Osobiście przy każdej części, płaczę ze śmiechu
a ludzie dziwnie na mnie patrzą. Wciągnęłam w serię już mamę,
siostrę i dużo koleżanek, które widząc jak głośno i często
się śmieję do książki, same do nich zerknęły i przepadły jak
„ śliwka w kompot”.
P.S
aż byłam zdziwiona, że tym razem samochód Stephanie był w całości do samego końca. No, nie licząc draśnięcia po kuli :)
Mam pierwszą część tej serii na swojej półce już chyba z rok, ale myślę, że okres letni to idealny moment, aby to zmienić i przy tym dobrze się bawić ;)
OdpowiedzUsuńidealna na wakacje :) zaczynaj od razu czytać :)
Usuń