Kiedyś to były książki, kiedyś. Kiedyś można było kupować w ciemno i być zadowolonym.
Teraz wydawnictwa
jak tylko mogą robią Nas w bambuko. Oczywiście nie wszystkie, nie
wrzucam wszystkim do tego samego wora. Jednak, prawda jest taka, że
każdy orze jak może, nawet wydawnictwa.
HarperCollins
wypuściło niedawno wznowienie książki Sylvi Day. Być może na
fali jej popularności, chcieli przyciągnąć do siebie czytelników,
wmawiając im, iż krótkie opowiadanko wydane w I kwartale 2015 roku
to mega super hiper nowość. Otóż nie, opowiadanko to zostało
wydane w 2007 roku, więc do nowości jej daleko, ale jeśli licząc
nowe wydawnictwo i okładkę, to można ją uznać za nowość, ale
nie oszukujmy się.
Dlaczego piszę
opowiadanie, a nie książka? No cóż, trzy rozdziały, krótka
forma wypowiedzi mieszcząca się w 150 stornach. Inaczej nazwać
tego nie można. Chociaż sądzę, że jakby wywalić niepotrzebne
opisy opowiadanie można by umieścić nawet i na niecałych 100
stronach. Osobiście streszczenie tej książki współpracownikom
zajęło mi niecałą minutę, po których i tak stwierdzili, jak ja
że książka to dno i pięć metrów mułu.
O ile jakoś
potrafię przetrawić fakt, że książka liczy 150 stron, to mimo
wszystko nadal mam nieoparte wrażenie, że wydawnictwo chce z nas
zrobić idiotów. Czcionka to jakieś jedno wielkie nieporozumienie,
może jest z 9 punktowa. Noszę soczewki, na wieczór zakładam
okulary, ale nawet i z lupą miałam problem z czytaniem. Wedle
wydawcy, książkę mogą czytać tylko osoby ze zdrowym wzrokiem
przy użyciu lupy, bądź takie ślepaki jak ja, jednak przy użyciu
mikroskopu.
Kolejna sprawa –
cena! No wiecie co, za taką pizdryczkę płacić 30 zł! Są
książki, lepsze, większe a mniej. Kolejna sprawa, z którą
wydawca przesadził.
Fabuła tej książki, słaba jak piwo z biedronki. Dwa gatunki przeplecione ze sobą, fantastyka i erotyk. Zapowiadało się ciekawie, ale nie wyszło. Głowna bohaterka przez wiele lat w samotności, przepełniona bólem i cierpieniem po stracie ukochanego, posiadająca niedozwolone moce, przez co żaden Pan nie może jej oswoić. No właśnie, oswajanie czy inaczej zniewalanie. To już abstrakcja, której nie dało się przetrwać. O ile zapowiadało się ciekawie, bo bohaterka przez cały czas twardo obstawiała przy swoim, nie zmieni się nie ma szans, tak łatwo ulega i poddaje się. No żałosne.
A ocieranie się o
nogi, sprawiło że śmiałam się i nie mogłam przestać. Mogli to
darować.
Ogólnie cały świat
fantasy został potraktowany bardzo ogólnikowo co sprawiło, że nie
dało rady już uratować tej książki.
Ogółem: zawiodłam
się na książce niemiłosiernie. Czytałam wiele pozycji Sylvi Day,
ale ta jest najsłabsza. Jeśli mam ocenić tę książkę to powiem
krótko: nie polecam.
Jedyny plus tej
książki, to fajna aksamitna okładka.
Dopiero przekonuję się do książek tego typu, a więc z pewnością nie sięgnę. Tylko bym się sparzyła
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Przeczytałam tylko jedną powieść Day, pierwszy tom serii o Crossie i ona skutecznie zniechęciła mnie do dalszej twórczości tej autorki.
OdpowiedzUsuńO ile Crossa jeszcze idzie przeczytać, tak ze Zniewoleniem jest naprawdę ciężko :)
Usuń