środa, 27 czerwca 2012

"Dama w opałach" - Karen Doornebos


Która z nas będąc małą dziewczynką nie marzyła o księciu na białym koniu, o przeniesieniu się do okresu gdzie olbrzymie suknie balowe były ostatnim krzykiem mody? Która z nas nie wyczekiwała aż owy biały rumak po nią przyjedzie? Och, to były marzenia. Jednak czytając książki czasami możemy wrócić do czasów dzieciństwa i znów rozmarzyć się na temat księcia i balowych sukien.

W każdym razie tak było ze mną kiedy sięgnęłam po „Damę w opałach” autorstwa Kareen Doornebos.

Czy wiesz co to jest brykla? A wiesz może jak można uwieść mężczyznę wachlarzem? A do czego może posłużyć Ci cytryna? Na większość pytań nie odpowiesz a cytryna zapewne posłuży Ci do herbaty – ale czy jesteś tego pewna?


"Często myślimy, że gdybyśmy urodzili się gdzie indziej, albo w innym czasie, bylibyśmy bardziej szczęśliwi. Wtedy moglibyśmy naprawdę rozwinąć skrzydła, pokazać na co nas stać!
Na przykład taka Chloe Parker. Zawsze uważała, że urodziła się o dwa wieki za późno. Powinna być damą, jedną z tych, o których pisała Jane Austen, nosić piękne muślinowe sukienki, zalotnie spoglądać zza wachlarza i dumnie odrzucać awanse dżentelmenów, w oczekiwaniu na prawdziwą miłość. Tymczasem miała całkiem współczesne problemy, niezapłacone rachunki i byłego męża, który porozumiewał się z nią jedynie za pomocą smsów i e-maili. "

Nasza głóna bohaterka Chloe Parker to 39 letnia kobieta, z nastoletnią córką po rozwodzie, zakochana w twórczości Jane Austin.Z mężem kontaktuje się jedynie poprzez e-maile lub smsy - oops poprawka - z byłym mężem. W związku z jej fascynacją bierze udział w brytyjskim castingu o twórczości Pani Austin i wygrywa go. Prze kolejne 3 tygodnie będzie w programie, w którym z kilkoma innymi rywalkami będzie walczyć o serce pewnego dżentelmena. Oczywiście przeniesie się ona do XIX wieku, w których to Jane Austin zazwyczaj osadzała swe powieści. Suknie z gorsetami, jazda konna czy strzelanie z łuku – to teraz dla Chloe nowe zajęcia. Z dala od komputera czy innej elektryczności, bez braku codziennej kąpieli, kosmetyków czy toalety Chloe staje w konkursie, w którym główną nagrodą jest serce Sebastiana – przyszłego Pana Młodego. Bo konkurs jest na zasadzie, poszukiwania idealnej partnerki dla siebie. Taki współczesny "Kawaler do wzięcia" osadzony w powieści Jane Austin. 

Chloe daje się porwać chwili, biegowi wypadków i rywalizacji ale też coraz bardziej zaprzyjaźnia się z Henrym, lekarzem a jednocześnie bratem przyszłego Pana Młodego.
Seria wydarzeń jakie mają miejsce podczas trwania całego konkursu, to naprawdę dobra historia przy której nie raz się zaśmiejesz. Czy Chloe wygra? Czy postanowi wyjść za mąż za Sebastiana?
Tego nie zdradzę – sięgnij sama po książkę.


Kard z filmu "Rzoważna i romantyczna"
Książka bardzo przyjemna, idealna na nadchodzące wakacje. Czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie. Polecam szczególnie Paniom które lubią brytyjskie poczucie humoru oraz klimat dzieł Pani Jane Austin.

Dama w opałach” to przezabawna opowieść przypominająca romantyczne komedie, w których główne role zapewne zagrali by Colin Firth czy Hugh Grant, czyli prawdziwi angielscy dżentelmeni – a film pomimo iż nie miałby najlepszego scenariusza osiągnął by wielki sukces. Z książką jest podobnie – ma się czasami wrażenie że czegoś brakuje, że coś jest niedopracowane jednak w efekcie końcowym i tak stwierdzimy że książka jest bardzo przyjemna i bawiliśmy się czytając ją.
Bo jest to historia kobiety, która na własnej skórze przekonała się że nie zawsze marzenia muszą się spełniać, a przysłowie „ wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma” ma w sobie ziarnko prawdy.
Nie jest to literatura wysokich lotów, jednak warto ją przeczytać by choć na chwilę oderwać się od otaczającej nas rzeczywistości i znów puścić wodze fantazji i rozmarzyć się o naszym księciu na białym rumaku.

O Mój Księżulek na rumaku coś zza ściany krzyczy ;)- więc czas najwyższy powrócić do rzeczywistości ale jeszcze jedno małe pytanko:

A Ty gdybyś miała wybierać – to jesteś rozważna czy romantyczna?


sobota, 23 czerwca 2012

"Dziewczyna z portretu" - David Ebershoff



Czy kiedykolwiek powiedziałeś/aś to?
Kocham cię... Nie chcę żyć bez ciebie... Zmieniłaś/eś moje życie...”
Powiedziałeś/aś to? Planujesz ... Zdobywasz cele ... Zmagasz się z życiem codziennym. Rrozejrzyj się ... Rozkoszuj się tym co masz, bo to jest to. A to wszystko może zniknąć jutro ... * (*cytat z serialu „Grey's Anatomy” s05e23 – tłumaczenie własne)


Miłość – uczucie znane każdemu z nas, ale czy poświęcisz wszystko w jej imieniu? Czy zdecydujesz się na radykalne działania byleby tylko jej nie stracić?
Czy zostałabyś przy swojej drugiej połówce będąc na miejscu Grety Wegener, czy wspierałabyś i popierała dezycję swojej miłości tak jak ona? Nadal trwałabyś przy jego boku, więdząc że tak naprawdę Twojej drugiej połówki już nie ma? Że jest kimś całkiem innym? Zastanawiałeś/aś się kiedykolwiek nad tym?

To słowa i pytania, które zagnieździły się w mojej głowie od razu po przeczytaniu powieści Davida Ebershoffa pt „ Dziewczyna z portretu”. Jeszcze długo po lekturze, nie mogłam dojść do siebie, tak wielkie wrażenie książka na mnie zrobiła. Ciężko jest uwierzyć w historię nam opisaną, a jeszcze ciężej nam jest kiedy dowiadujemy się że  historia ta wydarzyła się naprawdę.

A  wszystko zaczęło się od niewinnego pytania, a może nietypowej prośby Grety:
Zrobisz coś dla mnie? (…) Pomożesz mi w czymś przez chwilę?
(…) Anna znów odwołała sesję. Mógłbyś włożyć jej pończochy? I buty?

Początkowo prośba zdziwiła Einera, jednak po wyciśnięciu od żony prośby że nikomu nie powie, zgodził się. Zakładając pończochy, buty a na końcu sukienkę Einar rozpłynął się w marzeniach, o delikatności materiału idealnie i delikatnie oplatającego ciało i doszedł do wniosku że sukienka może należeć do każdego nawet do Anny. Wtedy urodziła się w nim Lili.
Może nazwiemy Cię Lili?”

Einar jako Lily
Dziewczyna z portretu” to pełna subtelności, liryczna opowieść o małżeństwie Grety i Einara Wegenerów, które z czasem przeistacza się w miłosny trójkąt. Historia jest na tyle niesamowita, gdyż oparta na faktach autentycznych (nieco podkolorowanych przez autora), bo Einar to pierwszy człowiek na świecie u którego przeprowadzono po raz pierwszy operację zmiany płci, a wtedy był to rok 1930. Jest to historia niewyobrażalnej miłości, której siła przekracza wszelkie granice i wydaje się być niemożliwa – jednak jest prawdziwa.

Zaintrygowana książką po jej przeczytaniu, postanowiłam poszukać czegoś więcej na ten temat i tak oto dowiedziałam się że Einar – tak naprawdę od urodzenia był hemafrodytem i po urodzeniu jego płeć przez lekarzy została uznana jako męska. Einar był artystą, malarzem i żył w związku małżeńskim z Gretą Gottlieb. Zdażało się że pozował swojej żonie do portretów jako kobieta i wiele razy jako kobieta pojawiał się na bankietach czy w zwykłym życiu i nie został rozpoznany. W 1930 roku w Dreźnie jako pierwszy człowiek na świecie przeszedł operację zniamy płci, która zakończyła się sukcesem i wtedy narodziła się Lili Elbe. Operacja zmiany płci w tamtych czasam różniła się od tego jak przeprowadzana jest ona w czasach dzisiejszych. W rzeczywistości Lili przeszła serię pięciu operacji - pierwsza to usunięcie męskich genitaliów, druga to przeszczep jajników pobranych od 26-letniej dziewczyny, trzecia i czwarta to usunięcie tego przeszczepu z powodu jego odrzucenia oraz innych komplikacji, piąta to próba przeszczepu macicy - aby umożliwić Lili zostanie "prawdziwą matką", natomiast ostatnia operacja doprowadziła do powikłań na tyle poważnych, że prawdopodobnie spowodowały śmierć Lili w roku 1931 .

Obraz autorstwa Grety Wegener a na obrazie Lili Elbe
Einar jeszcze na długo przed operacją odnalazł w swojej żonie wielkie oparcie, to ona pomagała mu znajdować coraz to nowsze ubrania, zabierała go na przyjęcia przedstawiając go jako kuzynkę Einara lub jako własną siostrę. Co ważniejsze – Einar nigdy nie zsotał rozpoznany. W czasie trwania przemiany – Einar a raczej Lili, poznaje Henrika, zakochuje się w nim i ostatecznie przyjmuje jego oświadczyny. Greta i Einar – otrzymują zgodę od króla na rozwód , oraz zgodę na zmianę danych przez Einara, jednak nie zgadza się on na to, by Einara uznać za zmarłego. Dla Grety było to ciężkie, bo Einar już nie był tą samą osobą którą kochała, jej mąż zmarł pomimo iz tak naprawdę żyje, tyleże jest teraz Lili.

Lily/Einar to pierwsza ooba z w miarę dokładną dokumentacją medyczną swojego przypadku. W dzisiejszych czasach, podejrzewa się iż od urodzenia mogłabyć ona kobietą cierpiącą na syndrom Klinefeltera lub inną nieprawidłowością genetyczną - z pewnością był/była osobą interseksualną i hermafrodytyczną. Większość warunków interseksualności odkryto i opisano dopiero po śmierci Einara/Lili, trudno więc mieć pewność w jej szczególnym przypadku.

Okładka z biografią i zapisakami Lili
Lili Elbe opisała swoje przeżycia w biograficznej książcę „ Z mężczyny w kobietę” ( „Man into woman”), którą opublikowano już po jej śmierci. To na jej podstawie David Ebershoff napisał swoją książkę, w której przedstawia historię miłości i przywiązania Einara i jego żony w ciągu tych sześciu lat obejmującyhc okres przed jak i po operacją. Jest to historia ogromnej miłości i wzajemnego oddania, w najniezwyklejszym małżeństwie lat dwudziestych. To może być najpiękniejsza historia miłosna wszech czasów, jednak niewykluczone jest to, że Greta wykorzystuje Einara, aby zrobić karierę - możliwe, że Einar to nieczuły egoista.

Najbardziej poruszającymi w tej książce, oprócz samej fabuły, są dźwięki i obrazy tętniącego życiem duńskiego portu, oraz warunków życia w tamtych czasach, poetycko opisywane przez osobę piszącą po raz pierwszy. Jednak wiedząc że w książce autor oparł się na faktach autentycznych nie możemy tej książki wziąć na poważnie. Autor jedynie ładnie ubrał nam tę historię w słowa i troszkę podkoloryzował, jednak mimo wszystko książka wywiera na czytelniku ogromne wrażenie i nie można przejść obok niej obojątnie.

Na podstawie tej książki i historii zostanie wyreżyserowany film z Nicole Kidman jako Lily, na który oczywiście mam zamiar się wybrać.

środa, 20 czerwca 2012

Blogowa zbiórka dla zwierzaków! Oddaj kosmetyk czy inną rzecz - uratuj życie



O co chodzi?


O oddanie swoich zbędnych przedmiotów dla fundacji Agapeanimali, która je zlicytuje na Allegro, a uzyskane środki przeznaczy na leczenie i utrzymanie kociaków, które do niej trafiają. 


Wysyłamy paczki do 6 lipca, a od 1 sierpnia ruszą aukcje z allegrowego konta fundacji http://allegro.pl/listing/user.php?us_id=7741697.
Kosmetyki nie będą licytowane pojedynczo lecz w grupach po kilka sztuk, możecie zostawiać uwagi jaki sposób grupowania byłby najlepszy - czy zestaw ma stanowić np. 5 szminek, czy lepiej np. szminka+róż+lakier+szampon. Biżuteria będzie również licytowana w grupkach, większe akcesoria lub przedmioty w jakiś sposób wyjątkowe będą miały oddzielne aukcje. Wysyłając paczki możecie również zasugerować sposób wystawienia waszych przedmiotów :)
A od 1 sierpnia będzie chodzić o to, aby w tych aukcjach brać udział :) Oddawanie to dopiero pierwszy etap,licytowanie w tych aukcjach będzie równie ważne! Będzie to świetna okazja do kupienia fajnych produktów za niewielkie pieniądze.


Co można wysyłać?

1. Kosmetyki. W dobrym stanie, niezniszczone, nieprzeterminowane, nie całkowicie zużyte. Pełna dowolność, kolorówka, pielęgnacja, perfumy, co tylko macie i chcecie oddać. Nie muszą być to produkty nowe i nieużywane!
2. Biżuteria. Nie, nie złota :D Również nie zniszczona, w dobrym stanie. Ważne aby była ładna, by ktoś był zainteresowany kupnem.
3. Rękodzieło. Pojawiły się głosy, że chciałybyście przekazać dla fundacji coś, co wykonałyście własnoręcznie - czy to biżuteria, czy akcesoria, czy cokolwiek innego, co ktoś chciałby kupić.
4. Akcesoria, dodatki, bajery. Mogą być torebki, bransoletki, broszki, cuda, nie znam się :D Znów, wszystko zadbane i niezniszczone.
5. Inne rzeczy, które Waszym zdaniem się nadają :)

WAŻNE:
Do każdej paczki dołączajcie karteczkę z pełną listą tego, co wysyłacie, krótkim opisem i stanem zużycia, np.:
Maybelline, szminka Color Sensational, numer xx, zużycie 10%

Jeżeli dołączacie biżuterię lub akcesoria, to opis powinien zawierać skład tych przedmiotów, np. plastik, srebro, skóra ekologiczna, bawełna, itd. Oczywiście jeśli wiecie z czego są wykonane, nie jest to konieczność.

Karteczki z opisami mają ułatwić fundacji przygotowanie aukcji - wy wysyłając wiecie najlepiej co to jest więc napisanie takiej notatki nie powinno być problemem :)

Termin wysyłania paczek to 6. lipca, jeżeli wysyłacie priorytetem to może być to kilka dni później - najważniejsze, aby przed sierpniem zdążyć przygotować aukcje Allegro.

Pytania?
Blog Siempre-la-belleza


Facebookowe konto fundacji 
 https://www.facebook.com/pages/Fundacja-Agapeanimali/269034387541

Zobacz komu możesz pomóc:









wtorek, 19 czerwca 2012

„Pod niemieckimi łóżkami. Zapiski polskiej sprzątaczki” - Justyna Polanska



Pogoda się zrobiła naprawdę wspaniała, ciepło że aż miło, gdyby można było czym jeszcze oddychać. Na podkarpaciu normalnie parnota, duchota i nie ma czym oddychać, będąc na zewnątrz mam wrażenie że zamknęli mnie w piekarniku i zaraz się udusze bo nie mogę złapać świeżego chłodnego oddechu. Ale cóż, coś czuję że popada dziś deszcz i powietrze się zmieni;)
Zamin przejdę do meritum – czyli do recenzji, chciałam przypomnieć o rozdaniu u mnie. Do wygrana jeden z dwóch zestawów, jeszcze możecie powalczyć o tu;)

Dziś na celownik biorę książkę Pani Justyny Polanskiej „Pod niemieckimi łóżkami. Zapiski polskiej sprzątaczki”. 
Na książkę natknęłam się całkiem przypadkowo bo w Tesco;) Okładka całkiem przyjemna dla oka, opis też niczego sobie i jakże znane kazdemu zjawisko – emigracja do innych krajów w celu zarobkowym. Nie jest to tajemnicą poliszyszynela że co 2 Polak w celu poprawy swojego bytu wyjeżdża za granicę – nie oszukujmy się, polskie pensje go wysokich nie należą. Sama też kilka razy na wakcjach wyjeżdżałam za graicę by sobie coś dorobić, zresztą jestem osobą która zanim powróciła do Polski na stałe przez 20 lat mieszkała za granicą. Oczywiście spowodowane to było iż moi rodzice jeszcze w czasach komuny, wyjechali w poszukiwaniu lepszego jutra – poszczęściło się im i osiedlili się już za granicą na stałe. Jednak wracając do książki – kupiłam ją bo naprawdę, mało kto ośmiela się pisać o tym dlaczego wyjechał za granicę do pracy, dlaczego się zdecydował, co nim kierowało. Zresztą naklejka „Super bestseller w Niemczech” korciła. Tak więc wylądowała w moim koszyku.

Książka, która w Niemczech wywołała falę dyskusji. Autorka, trzydziestodwuletnia Polka, od dziesięciu lat sprząta, oczywiście "na czarno", tamtejsze domy. I ma wiele do powiedzenia, m.in. o stosunku swoich pracodawców do siebie oraz o słynnym niemieckim porządku i czystości... Ale to także wyjątkowa rzecz "z pierwszej ręki" o życiu młodej kobiety, egzystującej nielegalnie z dnia na dzień jak miliony imigrantów (i pół miliona sprzątających Polek!), bez perspektyw i jakiejkolwiek ochrony, od zdrowotnej począwszy... Śmieszne, straszne i pouczające.”

Jak ja ją oceniam? Ot, taka sobie. Nic co by mnie zaskoczyło – może dlatego że wiem co to znaczy pracować za granicą, jak my jesteśmy za granicą traktowani. Oczywiście, lektura miła i przyjemna, jednak dla osoby która wie co to znaczy pracować za granicą – nie będzie ona zbyt ciekawa. Spytasz się dlaczego? Bo sama to wiesz, wiesz na swoim własnym przykładzie jak Ciebie oceniano, jak Ciebie trakowano. Autorka oczywiście jest dumna z tego że jest sprzątaczką – oczywiście Droga Pani – żadna praca nie hańbi, więc czego ma nie być dumna, jednak na dłuższą metę staje się to troszkę drażniące. Książka faktycznie jest inna od wszystkich, bo nie ma w niej nic nieprawdziwego – wszystko co opisuje Pani Justyna, to szczera prawda. Ale my przecież dobrze to znamy. Wiemy, że do pracy za granicę się jedzie zarabiać a nie odpoczywać, że pieniądze zarobione przeznaczymy na zakup czy remont domu, że dzieki temu że pracujemy za granicą możemy sobie pozwolić na jakiś luksus, czego nie moglibyśmy zrobić żyjąc z polskich wypłat czy nie wspomnę emerytur.

Oczekiwałam czegoś lepszego po tej książce, ale się zawiodałm – może dlatego, że jak napisałam sama wiem jak to jest pracować za granicą? Może dlatego nic mnie nie zaskoczyło w tej książce – być może.
Ogólnie, to książkę polecam, jednak zaznczam że nie jest to lekutra wysokich lotów, raczej o tak, coś na odprężenie i wejście z butami w czyjąś prywatność. Bo jak wiemy polski naród uwielbia to robić, a autorka sama nam na to pozwala opisując swoje życie prywatne. A najlepiej jeśli możecie ją od kogoś pożyczyć, albo wypożyczyć z biblioteki, bo na zakup szkoda pieniędzy - to mówię z ręką na sercu. Warto przeczytać, ale nie warto wydawać pieniążków;)

niedziela, 17 czerwca 2012

Charlaine Harris - "Czyste szaleństwo"


Pierwsze spotkanie z twórczością z Panią Harris mam już za sobą, ale idąc za ciosem postanowiłam przeczytać jeszcze jedną jej książkę. Co tym razem? „Czyste szaleństwo”. Tytuł jest bardzo adekwatny do moich wrażeń po jej przeczytaniu.
O ile pierwszą książkę czyli „Grobowy zmysł” przeczytałam w ciągu jednego dnia – pomimo wielu denerwujących mnie rzeczy, tak „Czyste szaleństwo” męczyłam przez 4 dni.
Zacznijmy od początku.


Baza recenzji Syndykatu ZwB

O ile się nie mylę „Czyste szaleństwo” to druga ksiażka cyklu opisującego Lily Brad, niestety nie czytałam ani pierwszej części ani ostatniej – raczej tego już nie zrobię – choć na trzecią może się jeszcze skusze, gdyż wierząc opisom to jest najlepsza część. Cykl, cyklem – ale pomimo iż przeczytałam na chwilę obecną tylko 2 książki tej autorki – zauważyłam pewną powtarzalność. Autorka ma jakieś zamiłowanie do przedstawiana kobiet pokrzywdzonych, które coś w życiu spotkało i które starają się to ukryć. Nie wiem, może sama autorka ma jakieś niemiłe wspomniena z przeszłości, może sama była taką słabą kobietą – nie wiem, ale wiem jedno, ona kocha to powtarzać w każdej swojej książce. Przejrzałam w bazie ksiażek opisy innych jej pozycji – i nie myliłam się. W każdej książce będziemy czytać o kobiecie, która jest słaba, która bez faceta – po prostu nie istnieje. Ale wracając do książki.

Kiedy zauważyłam mężczyznę leżącego na ławeczce, byłam zupełnie sama.
Nawet przez chwilę nie myślałam, że śpi. Nie spałby przecież ze sztangą na gardle. Jego ręce niezdarnie zwisały po bokach, miał rozkraczone nogi.

Początkowo Lily sądzi, że zdarzył się wypadek. Jednak wkrótce okazuje się, że to trzecia „przypadkowa” śmierć...
Lily wolałaby się nie angażować, ale jako sprzątaczka ma dostęp do tajemnic, których nigdy nie pozna policja. Jest jeszcze jeden problem: długowłosy mężczyzna, który pojawia się wszędzie tam gdzie Lily i budzi w niej zdecydowanie nieczyste pragnienia.”

Opis z tyłu okładki brzmi zachęcająco – też tak myślałam, jednak zawidołam się. Zbrodnia opisana na okładce, przedstawona jest na pierwszych stronach, by po jej opisie nic o niej nie wpsomnieć. Zamiast zająć się rozwiązywaniem sprawy, dowiadujemy się kim jest Lily – że to sprzątaczka, która ma zawirowane życie prywatne i nie może się zdecydować czy dwaj faceci starający się o nią są jej warci, że lubi chodzić na siłownię i ćwiczy karate. Poznajemy jak ona zbiera się do pracy, za co lubi pracę sprzątaczki, by nagle dowiedzieć się że wcześniej Lily brała udział w bójce po której, w celu wymierzenia „kary” mężczyzna zmarł. Nagle przechodzimy do wybuchu bomby, w wyniku której ginie kilka innych osób. Dosłownie nic a nic na temat zbrodni popełnionej na samym początku i tak przez kolejne 250 kartek. Poznajemy mężczyznę, z którym Lily pomimo że się nie znają ratuje go i co najlepsze ląduje z nim w łóżku. Dopiero ostatnie strony a dokładnie ostatnie 20- 25 stron to jeedno wielkie wyjaśnienie mordestwa z pierwszych stron i wyjaśnienie wybuchu bomby i śmierci mężczyzny.

Charlaine Harris
Niby wszystko się ze sobą łączy, bo jest to sprawka tych samych osób, jednak nie wyszło autroce ukazanie tego, bo czytelnik, podczas lektury zastanawia się „co mnie to obchodzi?”, „ czy o zbrodni z pierwszych stron autorka zapomniała?”. Sądzę że autorka chciała dobrze, jednak wyszło źle. Za dużo chciała umieścić w jednej ksiąźce, za dużo wątków jak na jedną powieść.
Kolejna rzecz – rodziały. Dzizas! Rozdziały długie jak kazania na, których nie idzie wysiedzieć. Czytam i czytam a tu końca nie ma. Do tego strasznie się nudziłam czytając tę książkę, męczyła mnie więc kilka razy odkładałam ją i czytałam inną. Powiem tak: podczas czytania tej książki w jej przerwach przeczytałam 2 inne książki. Przykro mi, ale niestety książka wcale mnie nie wciągnęła.
Po dobrnięciu do końca stwierdziałam „czyste szaleństwo” - dopiero potem zauważyłam że taki jest tytuł. Jeśli tytuł miał odzwierciedlić nasze wrażenia po przeczytaniu – to strzał w dziesiątkę.

Czy ją polecam? Nie, dla mnie była ona nuda, nie miała nic wspólnego z kryminałem, a raczej z nudnym kazaniem na którym nie możemy wytrzymać i wszystko inne wkoło wydaje się ciekawsze.
Jeśli chcecie sami się przekonać – możecie wypożyczyć – bo to nic nie kosztuje, ale kupić? Chyba bym oszalała.



piątek, 15 czerwca 2012

Charlaine Harris - Grobowy zmysł


Popularność cyklu o Sookie jakiejśtam – rozprzestrzeniła się z prędkością światała, ale ja oczywiście byłam nieugięta i nie czytałam go. Nie oglądałam też serialu „Czysta Krew”, jednak stwierdziłam iż nadszedł najwyższy czas by stracić swoje dziewictwo w dziedzinie twórczości Pani Harris;) Zamiast przeczytać cykl o tej „suki” wybrałam książkę o nazwie „ Grobowy zmysł”.

Jak oceniam swój pierwszy raz z Panią Haris? Cóż mogę powiedzieć – całkiem przyjemnie.
Książkę wypożyczyłam we wtorek w bibliotece osiedlowej i już w środę ją skończyłam. Przyssałam się do niej jak pijawka, zainteresowała mnie jednak mam do niej też kilka zastrzeżeń.
Ale od początku.


Baza recenzji Syndykatu ZwB

Martwi leżą dosłownie wszędzie. Harper wyczuwa ich grobowym zmysłem.

Harper zarabia na życie czymś w rodzaju słuchu i węchu, ale…metafizycznego. „Czuje” człowieka, który wybrał się na polowanie ze swoim wrogiem i od lat leży w zaroślach pod tamtym drzewem. Widzi kości pechowej kelnerki, co obsługiwała niewłaściwą osobę i skończyła pod dachem opuszczonej rudery. Słyszy historię nastolatka, który wypił za dużo w nieodpowiednim towarzystwie. Podły los zgotował mu płytki grób w sośniaku.

Gdzieś tam, wśród zwłok zakopanych w ogródku, zatrzaśniętych w bagażnikach porzuconych aut, obciążonych blokami cementu i zatopionych w jeziorze, może być jej siostra .”

Tak brzmi opis, z tyłu okładki – osobiście dodam tylko tyle, że Harper zostaje zatrudiona przez bogatą mieszkanę Sarne – Sybil, by odnalazła ciało nastoletniej Teenie Hopkins, dziewczyny syna zleceniodawczyni, której wedle koronera (syn) popełnił samobójstwo. Zatrudnia ona Harper, gdyż chce dać kres poltkom iż to jej syn przyczynił się do zniknięcia bądź morderstwa swojej dziewczyny.

Książka owszem ciekawa, wciąga od pierwszej kartki, chociaż czasami miałam wrażenie że niektóre opisy są zbędne. Po prostu zaczynały nudzić, a ja jako czytelnik wolałam czytać o zbrodni i jak ją rozwiązywano niż kolejny opis Tolliviera ( seriously?! Tollivier? To już normalnych imion nie ma?) jak podrywa dziewczyny, czy jak ona za nim tęski. Czasami miałam wrażenie że z relacji brat- siostra ( notabene, przyszywani) zrobi się nam relacja kochanek – kochanka.
Sama mam brata, ba nawet mam i siostrę, i z każdym z nich trzymam się blisko – wiadomo z bratem bardziej bo wiekowo jesteśmy zbliżeni, też jest dla mnie przyjacielem, wsparciem itp. ale nigdy nasza relacja dla osoby trzeciej nie wyglądała na „miłość” , a w książce będąc tym trzecim obserwatorem – takie miałam odczucia jeśli chodzi o Harper i Tolliviera.
Kolejną rzeczą która mnie drażniła to sama główna bohaterka. Nie wiem czego, ale jej postać nie przypadła mi do gustu. Wiem, wiem – ona jest główną bohaterką i to ona napędza fabułę, ale po prostu została opisana jako przestraszona i wiecznie bojąca się dziewczynka, która bez swojego brata zbyt wiele nie zrobi. Co zaczyna drażnić po kilku kartkach. I chyba to na tyle, jeśli chodzi o to co mnie drażniło. Przejdę teraz do tego, co mi się podobało;)

Okładka – naprawdę jest bardzo ciekawa, i z pewnością przyciąga wzrok, wprost nie mogłam oderwać się od patrzenia na to jedno przepiękne niebieskie oko. Dalej, kazdy rozdział ma takie jakby odbicia palców – początkowo się zezłościłam, pomyślałam „ o jakiś flejtuch jadł obiad i zapaskudził kartki” ale kiedy przekartkowałam książkę zobaczyłam że każdy rozdział tak się rozpoczyna. To naprawdę fajna odskocznia i rzadko kiedy można spotkać takie ulepszenie w książce.
Naprawdę wciągnęła mnie historia sposobu w jaki Harper otrzymała ten dar, dar wyczuwania martwych i zapoznawania się z ich sposobem śmierci. Szkoda tylko, że wzmianka o siostrze Courtney, która widniej z tyłu opisu – jest zbędna, bo w caej książę wpsomniano o niej raz, a czytając opis książki – myślałam że gdzieś pod koniec i ją uda się „wykryć”. No cóż...

Swoje pierwsze spotkanie z Charlaine Harris – uważam za udane. Książka mnie wciągneła do tego stopnia że nawet to co mnie denerwowało, nie spowodowało że rzuciłam ją w kąt, wręcz przeciwnie. Fabuła jest tak interesująca i ciekawie napisana, że wszystkie inne niedogodności można wybaczyć, bo czytlenik nie może doczekać się rozwiązania.
Z pewnością sięgnę po inne książki tejże autorki, choć wątpię by to był cykl „Czystej Krwi”, ale przecież, ona trochę książek jeszcze na swoim koncie ma;)

Kto nie czytał – polceam!

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Przepowiednia - Dean Koontz


Nocne burze i deszczysko nie sprzyjały mojemu snu i z pierwszym głośnym grzmotem i pierwszą kroplą od razu się obudziłam. Pomimo swojego wieku, nadal boję się burz i grzmotów – choć uwielbiam deszcz;) Ale burze to nie to samo. Dlatego też, wyjęłam wszystko z kontaktów- by w razie czego piorun mi domu nie „rozdupcył”, a ja zasiadłam przy kominku – tak było tak zimno że musiałam rozpalić, i zaczęłam czytać książkę.

Tym razem padło na powieść Deana Koontza „Przepowiednia”. Książkę kupiłam już dobrych kilka lat temu, ale zawsze znalazłam coś ciekawszego do przeczytania, potem przy przeprowadzce gdzieś się zapodziała w pudłach, dopiero niedawno znów ją znalazłam w piwnicy i przyniosłam do domu;)
Książka ta była dla mnie przyjemnym powitaniem z twórczością Pana Koontza, który z tego co wyczytałam jest autorem wielu thillerów, kryminałów czy horrorów.
Dla mnie było to pierwsze spotkanie, pomimo iż widziałam wiele jego książek – to nie chciałam ich kupować zanim nie zapoznałam się z „Przepowiednią”, bo co jeśli nie spodobałoby mi się pisanie autora? Co jeśli powieści czegoś by brakowało i zraziłabym się do jego twórczości? Dlatego zawsze pasowałam, czekając na chwilę w której przeczytam książkę, którą posiadam. I takim oto sposobem, po bodajże 3 latach książka wpadła w moje ręce i została przeczytana od deski do deski w jedną noc. Wciągnęłam się w jej akcję strasznie, nie mogłam się wręcz doczekac kiedy dobrnę do końca i sowiem się jak dany dzień czy wydarzenie się zakończy. Wiele razy chciałam "oszukać" i zobaczyć na koniec rozdziału, ale byłam dzielna.



Dean Koontz
Może zacznę od sylwetki samego autora – Deana Koontza, wiele osób porównuje do Stephena Kinga – choć osobiście bym tego nie zrobiła. Kootz to jeden z najbardziej lubianych amerykańskich autorów i legitymuje się imponującą liczbą sprzedanych egzemplarzy – ponad 250 milionów – przeczytamy na okładce książki. Ale przejdźmy do fabuły. A ona jest niebanalna. Początkowo poznajemy mężczyznę któremu w chwili narodzin pierwszego syna, w tym samym czasie ale na innym oddziale w tym samym szpitalu umiera ojciec. Przed śmiercią jednak dyktuje on pielęgniarce 5 ważnych dat, pięć strasznych dni, które mają przytrafić się nowo narodzonemu wnukowi. Przed śmiercią mężczyzna dokładnie przepowiada wagę , czas jego narodzin, wagę a nawet fakt ich chłopiec urodzi się z pewną wadą genetyczną. Dwadzieścia lat później rodzina oczekuje na pierwszą z tych strasznych pięciu dat. Z jakimi koszmarami będzie musiała się zmierzyć rodzina Tock'ów?

Autor opisuje wszystko bardzo swobodnie, świetnie rozkłada akcję w czasie, co powoduje że czytelink się nie nudzi ale... tak jest pewne ale. Osoby, które nie gustują w ironii, mogą odczuć ogromną irytację. Niemal wszystkie kluczowe momenty są przerywane przez bohaterów którzy drwią sobie z zaistniałej sytuacji i muszą wtrącić swoje trzy grosze. Początkowo mi to nawet odpowiadało ale potem zaczęło być jednak trochę uciążliwe.
Co natomiast mi się podobało? Podobała mi się narracja.Autor raz jest świadkiem zdarzeń, ale się nie ujawnia w akcji, innym razem jest w akcji i komentuje zdarzenia, po czym zwraca się bezpośrednio do czytelnika. Taka zróżnicowana narracja rozbudza ciekawość, pozwala na dokładne przeżycie przygód, a zwracanie się autora bezpośrednio do czytelnika powoduje, że mamy wrażenie uczestniczenia w akcji, zamykania się w jej realiach i odrywania się od świata rzeczywistego.
Przesłane tej książki jest bardzo proste – bo przeslaniem jej jest szeroko pojęte znaczenie słowa „rodzina”. Autor pokazuje nam jak rodzina Tock'ów potrafi się zjednoczyć w trudnych dla siebie chwilach i jak ważną rolę w ich życiu odgrywa wzajemne zrozumienie i wsparcie.

Przepowiednia” to bardzo ciekawa pozycja Pana Kootza, po której mogę śmiało stwierdzić iż z chęcią sięgnę po inne dzieła tego Pana. Pozytywnie mnie ta pozycja zaskoczyła, a co najważniejsze czytało mi się ją szybko i z każda kartką moja ciekawość rosła.
Jeśli jeszcze nie czytaliście tej książki – to polecam.


Baza recenzji Syndykatu ZwB

sobota, 9 czerwca 2012

Czas zatrzymuje się dla umarłych - Andrzej Wydrzyński


Przyznam się bez bicia iż nie spotkałam się wcześniej z twórczością Pana Wydrzyńskiego, a książkę kupiłam przypadkowo. Natrafiłam na wyprzedaż w Matrasie, a że dawno nie czytałam książki ze zbrodnią w tle postanowiłam że zakupię. Zakup okazał się jeszcze bardziej atrakcyjny jak okazało się iż cena to 4,90 a do tego książka posiadała płyt z filmem DVD o tytule „ Tylko umarły odpowie” w reżyserii Sylwestra Chęcińskiego.

Baza recenzji Syndykatu ZwB

Zanim zasiadłam do czytania, porześledziłam na necie co nieco o autorze i co się okazało. Andrzej Wydrzyński szerszemu gronu czytleników znany jest jako Artur Morena lub Mike W. Kerrigan i pod tymi pseudonimami pisał swoje powieści sensacyjne czy wojenne. Pan Wydrzyńskie był kierownikiem literackim Teatru im.Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach i inscenizował słuchowiska radiowe oraz wiele spektakli teatralnych i telewizyjnych. Do jego najbardziej znanych utworów należą „Tylko ta jedna noc”. „Cień śmierci” czy właśne wznowiony przez Klub Srebrnego Klucza „Czas zatrzymuje się dla umarłych”.

Zasiadłam do książki, nie wiedząć czego mogę się spodziewać – bo jak już pisałam, to była moja pierwsza styczność z twórczością Pana Andrzeja, jednak pomimo początkowego niepokoju książka mnie wciągnęła i na samym końu moje obawy okazały się bezpodstawne.

Pracownik zakładów Proton, dziwny kawaler Emil Ząbek, podczas podliczania wypłat dla pracowników, zostaje zamordowany. Prawdopodobnie przez osobę którą zna, gdyż morderca wchodzi do pokoju i zmusza Ząbka do wejścia do kasy pancernej w której go zamyka. Mężczyzna początkowo stara się uwolnić, jednak jak orientuje się iż jest to niemożliwe – scyzoryskiem i ostatkami sił wydrapuje na ścianie trzy pierwsze litery nazwiska. Są to "MAR"...  Osób o tych trzech literach na początku nazwiska jest sporo, więc również każdy jest podejrzany. Czas mija, giną kolejne osoby, a ktoś za wszelką cenę chce odwieść milicję od prowadzenia tej sprawy. Śledztwo prowadzi kapitan Milicji Obywatelskiej Paweł Wójcik. Wójcik – to postać bardzo trudna, postać która ma wiele wspólnego z mordercą – rozumie go, odczuwa z nim więź i na tym bazuje śledząc kolejne tropy zbrodni. W tamtych czasach milicja nie miała tak wspaniale wyposażonych laboratoriów, więc śledztwo prowadzono w całkiem inny sposób. Dlatego też, więź jaką odczuwa Wójcik z mordercą z dnia na dzień przybliża go do rozwiązania sprawy. W świecie współczenym policja prócz wielu badań posiada też profilerów, którzy wczuwają się w sytuację mordercy, próbują wejść w jego umysł co w tamtych czasach bło niespotykane, jednak pozwala Wójcikowi rozwiązać sprawę. Jednak łączy go coś jeszcze z mordercą – jest to nienawiść, którą odczuwają wobec siebie i ona przyciąga ich do siebie. Nienawiść ta jest tak destrukcyjna że niszczy ona zarówno mordercę jak i oficera milicji powodując że dominującym doświadczeniem w ich życiu jest jedynie samotność.
Autor opisuję tę relację niemal poetycko, ujmuje to w słowa które wciągają czytlenika i stawiają go w danej sytuacji. Dialogi jak i opisy przemyśleń oficera dają nam jeszcze większy obraz tego. Wydrzyński pisze pięknym, niespotykanym raczej we współczesnych powieściach kryminalnych językiem. W tle powieści przewija się oczywiście sporo wątków pobocznych. Nowak znajduje miłość, walczy z przełożonymi chcącymi umorzyć sprawę i krok po kroku zbliża się do wyjaśnienia zagadki. Na jaw wychodzi również wątek szpiegowski. Ząbek pracował bowiem w zakładach Proton wytwarzających rewolucyjne jak na tamte czasy technologie, na które chęć ma siatka szpiegowska z imperialistycznego RFN.

Po lekturze tej książki, stwierdziłam iż pozycji tego autora warto szukać w biblioteczkach, bo naprawdę wciągają. Książkę przeczytałam w ciągu 2 dni, a już mam chęć na kolejną pozycję Pana Wydrzyńskiego. Teraz zostaje mi tylko poszukać i zakupić inne tytuły.
Jeśli chodzi o dołączony do książki film – nie zdążyłam go jeszcze obejrzeć, ale w wolnej chwili lub gdy nie będę mogła spać obejrzę go, mam nadzieję że będzie tak samo dobry jak książka.

środa, 6 czerwca 2012

Dlaczego należę do mniejszości która...



No, właśnie – dlaczego jestem w mniejszości osób które oglądają takie seriale jak „Hart of Dixie” i „Revenge”?

Jak już się domyśliliście – dziś post serialowy. Długo nie było tu takiego postu – jeśli nie liczymy postu z zestawieniem zaskakujących śmierci serialowych i zbiorczego postu o finałowych odcinkach. Tak więc dziś będzie o serialu – nawet nie jednym a dwóch;)
Od dłuższego czasu śledzę różne fora czy strony poświęcone serialom i z tego co zauważyłam bardzo mało osób pisze o takich produkcjach jak „Hart of Dixie” czy „Revenge”. Seriale może nie biją na głowę sławne już „Gotowe na wszystko” czy „Housa”, nie są obsadzone samymi znanymi twarzami, które na każdym kroku podkreślają jak genailny serial to jest i nie reklamują go z każdym swoim wyjściem na jakiś bal.
O ile „Revenge” to serial który naprawdę trzyma w napięciu i jest nieprzewidywalny tak „Hart of Dixie” można zaliczyć do seriali kategorii „guilty pleasure” - bo jakże by inaczej;)
Młoda Pani doktor Zoe Hart nie dostaje się na wymarzoną rezydenturę na kardiochirurgii, dlatego też postanawia skorzystać z zaproszenia starszego doktora Wilkes'a, który przyjechał kilka lat wczesniej na jej rozdanie dyplomów i wtedy zaproponował jej pracę, którą odrzuciła. Jedna dr. Wilkes nie poddawał się i rok w rok, przysyłał głównej bohaterce kartki i ponawiał zaproszenie.
Nie mając gdzie się zaczepić,Zoe postanawia odpocząć od kardiochirurgii i decyduje się zostać lekarzem w miałym miasteczku BlueBell.
BlueBell – to typowa mała mieścina gdzie każdy każdego zna, każdy wie co robi drugi po prostu jedna wielka rodzina, do której niestety początkowo młoda Pani doktor nie pasuje. Od pierwszego dnia zniechęca do siebie coraz to więcej mieszkańców, za to zaprzyjaźnia się z przystojnym – wedle opisu , choć dla mnie to trochę kluchy z olejem – Georgem, który wpada jej w oko, Lavonem – młodym burmistrzem miasteczka, który przed przyjazdem był gwiazdą footballu, oraz z bad boye'm Wadem, który potajemnie się w niej podkochuje. Historia bardzo prosta, przyjemnie nakręcona że chętnie zasiada się przed telewizorem i ogląda. Podoba mi się w tym serialu to, że zawsze jest tam ciepło aż ma się chęć spakować manatki i tam pojechać. Podoba mi się ta uprzejmość, którą można aż rzygać na kolorowo i co podoba mi się najbardziej to ten typowy akcent, który jest torchę wieśniacki ale ma w sobie taki fajny urok który nadaje temu serialowi świetny klimat. Ten akcent jest tak genialny, że aż marzy mi się nauczenie go;)
Idąc dalej tropem tego co mi się podoba – to postacie niektórych aktorów. Może zacznę od Wade'a (Wilson Bethel) – typowy bad boy, gburowaty momentami chamski, ale za skorupą tego ignoranta kryje się naprawdę wrażliwy chłopak, który darzy uczuciem główną bohaterkę, ale nie ma odwagi jej tego powiedzieć. Z odcinka na odcinek, poznajemy jego łagodne oblicze i zakochujemy się w nim. Lavon Hayes (Cress Williams) – dla fanów „Chirurgów” przypominam to były mąż naszej kochanej dr. Bailey. Lavon to młody burmistrz miasta, który na swojej posiadłości ma zwierzątko troszkę niespotykane – bo aligatora;) Burmistrz jest człowiekiem pogodnym, lubianym przez każdego, od razu zaprzyjaźnia się z główną bohaterką, ale z odcinka na odcinek dowiadujemy się o nim coraz to więcej rzeczy i razem z nim cierpimy. Skoro mowa o głównej bohaterce Zoe ( Rachel Bilson) to dziewczyna, której nie potrafię zrozumieć a pomimo to dażę ją wielką sympatią. Zoe z odcinka na odcinek zmienia się i bardziej wpisuje się w towarzystwo tego miasteczka, jednak jak już jest dobrze – zrobi coś głupiego co sprawia że od początku musi starac się o uznanie. Koeljną postacią która pomimo iż mnie delikatnie irytuje, ale nie potrafie sobie wyobrazić odcinka bez niej jest idealna Lemon (Jaime King), córka wspólnika praktyki z którym Zoe ją prowadzi i narzeczona Georga (Scott Parker) w którym zadurza się Zoe. Dziewczyny oczywiście nie przepadają za sobą, a przyjaźń Zoe i Goerga irytuje Lemon co doprowadza do wielu przezabawnych wątków w tym serialu. Ogólnie rzecz biorąc – pomimo sielanki jaka jest w tym serialu zawsze chętnie siadam i go oglądam, właśnie po to by się odprężyć i odstresować. Jest to taki typowy odmóżdżać który nie wymaga od nas zbytniego myślenia, a ma za zadanie rozweselić nas przez tę niecałą godzinę.

Natomiast „Revenge” to serial inny od wszystkich. Jak zapowiadają producenci – nie jest to kolejny serial o miłości i przebaczeniu – a wręcz o zemście. Zemsta – główny motyw przewodni tego serialu, na niej cała akcja się opiera. Nie ma miejsca dla miłości, jedyne co można się w nim doczekać to intrygi i kolejne kroku w celu dojścia do celu – czyli zemsty na ludziach którzy oskarżyli ojca głównej bohaterki o terroryzm, za co trafił do więzienia i tam niewinny zmarł.
Emily Thorn (Emily VanCamp) – jest w Hamptons nowa, dopiero wchodzi w towarzystwo bogaczy i zaprzyjaźnia się z nimi. Poznaje Daniela (Joshua Bowman) syna bogaczy Hamptons Victorii ( Madaleine Stone) i Conrada ( Henry Czerny) Greysonów. Prawda jednak jest inna. Emily to tak naprawdę Amanda Clarke – córka Davida, którego Greysonowie wrobili w atak terrorystyczny na samolot w którym zginęło ok 200 osób. David, pomimo iż niewinny – dzięki oskarżeniom Greysonów i ich bogatych przyjaciół – zostaje skazany na dożywocie, a w trakcie trwania wyroku zostaje zamordowany w więzieniu. Amanda, trafia wtedy do domu dziecka by na końcu wylądować w więzieniu. Po ukończeniu 18 roku życia wychodzi na wolność i dzięki prawdziwemu przyjacielowi Nolanowi (Gabriel Mann) poznaje prawdę dotyczącą ojca. Dziewczyna zmienia swoją tożsamość i powraca do Hamptons by pomścić śmierć ojca, i winnych jego skazania i śmierci wystawić na cierpienia.
Serial, nie jest serialem łatwym i przyjemnym- żeby wszystko zrozumieć trzeba naprawdę oglądać odcinek po odcinku, bo kazdy pokazuje nam kolejny etap zemsty, etap wspinania się po drabinie towarzyskiej, etap niszenia każde osoby mającej coś wspólnego ze skazaniem i śmiercią ojca. Oczywiście Emily – nie daje się zdemaskować, nie daje poznac po sobie iż nieszczęście niszczonej po kolei przez nią osoby ją cieszy. Jest dla nich oparciem, która współczuje dopiero z dala od nich dziewczyna się cieszy i myśli jaki będzie kolejny ruch w jej zemście i planie oczyszczenia pośmiertnie ojca z zarzutów i wyjawnienia prawdziwych winowajców tego nieszczęścia, o które został oskarżony.
Zapewnienia producentów iże serial jest nieprzewidywalny – sprawdziły się, kazdy kolejny odcinek ukazywał mi coraz to nowsze aspekty sprawy i zaskakiwał mnie. Wciągnęłam się w niego, choć bywały momenty słabe, ogólnie serial mogę uznać za naprawdę dobry. Oczywiście jak w każdym serialu są postacie które irytują – w tym również. Córka Greysonów – Charlotte czy jej chłopak Declan – niektórym bardziej znany z roli w „Plotkarze” są osobami które działają nam na układ pokarmowy i mamy chęć rzucić czymś w telewizor kiedy oni się pojawiają, jednak zostaje nam to wymagrodzone w postaci wątków jakie serwują nam scenarzyści.

Jeśli jeszcze nie widzieliście żadnego z tych seriali – osobiście polecam, ale liczę się z tym że mogą Wam one nie spasować. Niestety nie są to seriale komercyjne, są dla indywidualnego widza, widza inteligentnego – oczekującego od seriali – które kojarzą nam się z operą mydlaną – czegoś więcej nż kolejnej łzawej historii miłosnej. Sądzę że właśnie z tego powodu, nie są zbytnio zbyt popularne zza oceanem – pomimo iż kolejne sezony dostały. Bo widz Amerykański, jest leniwy – nie interesują go wątki nad którymi trzeba logicznie myśleć – woli oglądać coś co kiedyś już gdzies było i jest po raz pińcsetny powielane, a ja natomiast gorąco Wam polecam;)

sobota, 2 czerwca 2012

"Wdówki futbolowe" - Karolina Macios


Koko, koko Euro spoko” - chyba każy już tą piosenką wymiotuje – tak ja również. Gdzie nie pójdę to gra, w pracy każdy ją sobie nuci, raz nawet będąc w Tesco na zakupach jakaś dzielna Pani miała to jako dzwonek. Ale ja jestem na nie – nie spasowała mi ta piosenka i nie będę jej słuchać – sorry, są gusta i guściki – a poza tym, mam jakiś uraz do Kocudzaków.

Ale piosenka piosenkę, Panie – mam idealną dla Was książkę na te EuroSzaleństwo;) Osobiście pochłonęłam ją w 2 dni – zrobiłabym to w jeden wieczór, ale obowiązki nie pozwalały mi na to i kilka razy przerywałam czytania na rzecz jakiś prac;)
O jakiej książce mowa? „Wdówki futbolowe” Karoliny Macios.

Czy będąc w ciąży – nie drażniło Was zachowanie drugiej połówki? Nie czułyście się czasami grube i nieatrakcyjne? Nie denerwowało zdanie " Kochanie zasłaniasz mi telewizor"? A jeśli nie byłaś w ciąży – to nie czułaś się jak piąte koło u wozu kiedy zaczynały się mecze piłki nożnej? Zapewne, wiele z Was dostaje białej gorączki, kiedy Was facet po raz enty zasiada z piwskiem przed telewizorem i zaczyna oglądać mecz. Podnieca się każdą akcją, krzyczy, popędza jakby to on był trenerem, zawsze wie lepiej i zawsze narzeka „ to sierota, tak ładnie podaną miał i spieprzył” - nie mam racji? 
Tak, większość facetów tak się zachowuje. Do dnia dziejszego dziękuje Bogu że mój Malczik nie jest fanem piłki nożnej, obydwoje preferujemy siatkówkę – w którą notabene sama grałam w reprezentacjach szkolnych, a nawet w klubach sportowych;) Niestety – nie mogę powiedzieć tego o moim najukochańszym bracie – który szaleje na punkcie nogi- oczywiście nie jako kończyny dolnej, ale takiego sportu;) Jest tak oddany tej dyscyplinie sportowej – chyba można ją tak nazwać, że gdy tylko zaczyna się mecz nikt nie ma prawa: zasłaniać, marudzić, rozmawiać na inny temat, a nie daj Boże plotkować czy obgadywać wygląd piłkarzy. Nie raz Kochany Krzynio ryknął na mnie iż „ zasłaniam mu ekran”, czy też „ jak na złość akurat teraz muszę sprzątać i go dekoncentrować”. Jeśli któraś z Was w czasie trwania gorączki piłkarskiej czuje się tak – to ta książka jest idealna dla Was;)

Dziś dołączyłam do sporego grona kobiet, które muszą wyznać: „Mój mąż mnie zdradza”.
Nie dość, że mnie zdradza, to jeszcze robi to w naszym mieszkaniu, na kanapie przed telewizorem i na moich oczach. Z jedenastką spoconych i umorusanych błotem i trawą facetów.
Muszę was zmartwić, drogie panie: czeka was taki sam los.Nie wierzycie?
Rozejrzyjcie się dookoła, wszędzie widać zapowiedź apokalipsy: Euro 2012 (Liga Mistrzów/Liga Europy/Mundial 2014*) nadciąga! 
*niepotrzebne skreślić

Wdówki futbolowe Karoliny Macios to błyskotliwa opowieść o tym, co dzieje się z kobietami, gdy całą Polskę ogarnia futbolowy szał.”

Książka jest napisana w bardzo fajny, przyjemny sposób, i wciąga nas od pierwszej kartki. Od razu też polubiłam główną bohaterkę – ciężarną Martę, której mąż podczas trwania meczy, świata poza nimi nie widzi, rodzina schodzi na drugi plan. A przecież w jego życiu jest już jeden synek a kolejne dziecko jest w drodze. Ale mimo wszystko – miłość do meczy zwycięża.

Karolina Macios to autorka, która świetnie uchwyciła takie absurdy, jak przekładanie wartości swojego hobby – czyli piłki nożnej nad rodzinę. W książce, Marta w bardzo śmieszny sposób opisuje nam „mundialowego bzika” swojego męża, robi to w sposób któy tylko kobiety, posiadające same takowych mężczyzn w domu , go zrozumieją. Jak już pisałam, Martę polubiłam od razu, bo tak samo jak ją drażni mnie tekst „ kochanieee! zasłaniasz mi” , „zaraz”, „ jeszcze tylko druga połowa i to zrobię”, więc wiem jak to potrafi wzburzyć krew w naszych damskich żyłach;) W szczególnośći jesśli się jest kobietą ciężarną, i sama musi zajmować się domem oraz synem, a na dodatek dbać o sobie gdyż kolejne dziecko w drodze.

Książkę poelcam kazdej dziewczynie, która posiada chłopaka z „ mundialowym bzikiem”, nie zawiedziecie się. Ogólnie, każda kobitka czytając ją będzie się dobrze bawić, bo wszystko opisane jest w codzienny i prosty sposób, zresztą – kobieta kobietę zrozumie;) Zresztą możecie zasiaść z Waszą drugą „zbzikowaną” połówką przed telewizorem, z tą różnicą że to Wy będziecie mieć lepszy ubaw czytając książkę, niż oglądając mecz na którym Was mężczyzna będzie się tylko złościł, a Wy i tak nie będziecie wiedzieć po kie licho tych jedenastu umurusanych facetów, przewraca się;) I oczywiście, będziecie cieszyć swoje oczy świetną okładką książki;)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...