czwartek, 11 października 2012

" Osiemdziesiąt Dni Żółtych" - Vina Jackson



Ostatnimi czasy, na rynku książkowym zasypano nas erotykami. Nie wiem czy wpływ na to miał „sukces” trylogii o Christinie Grey'u czy po prostu tak było w planach wydawniczych, jednak nie da rady ukryć że większość nowości to erotyki.
Kolejną serią otwierającą cykl erotyków ( notabene ma być bodajże aż 5 części – zlitujcie się nad nami) „ Osiemdziesiąt Dni ”. Dałam się wciągnąć w to szaleństwo erotyków – nie wiem czym to było spowodowane, chyba typową kobiecą ciekawością, więc i po tę książkę sięgnęłam.

Seria „Osiemdziesiąt Dnito wspólne dzieło dwojga uznanych pisarzy ukrywających się pod pseudonimem Vina Jackson. On – autor dziewięciu powieści, redaktor, wydawca, felietonista , kolekcjoner i specjalista w dziedzinie erotyki. Ona –autorka również publikowana w Anglii, pracuje jako wysokiej klasy finansistka w londyńskim City i także jest znaną postacią na londyńskiej scenie sado-maso.
Więc sięgnęłam po część pierwszą a mianowicie „ Osiemdziesiąt Dni Żółtych”.

Ta książka to jakieś nieporozumienie na rynku wydawniczym - historia do złudzenia przypomina nam historię Anastasii i Christiana, z kilkoma różnicami – nie ma żadnej pisemnej umowy, bohaterka wcale taka niewinna nie jest, zawsze i wszędzie jest chętna i sama ukazuje swe dziwne preferencje i oczywiście jest skrzypaczką – nie można tego pominąć. Bo historia ta zaczyna się w momencie, kiedy naszej głównej bohaterce Summer – zostają zniszczone skrzypce, a nasz pseudo Grey – tu właściwie Dominik – proponuje naszej Summer układ – skrzypce za prywatny koncert.

Książka jest kopią Grey'a – nie ma co ukrywać,z jednym małym ale – Grey'a jeszcze idzie przeczytać, każdą jego część, natomiast „Osiemdziesiąt Dni Żółtych” ciągnie się i ciągnie, a my wiemy co będzie dalej i zagłębiając się w książkę coraz dalej - mamy odruch wymiotny. W kazym rozdziale opisana jest jakaś scena z klubu dla fetyszystów czy prywatnych imprez z Summer w roli głównej. Nasza główna bohaterka, odrywa w fetyszu raj i czuje się wtedy spełniona. Po każdej jej przygodzie, następuje prywatny koncert dla Dominika po którym czytamy o „ ostrym rżnięciu” ( słowa z książki) lub jak kto woli „ ostrym pierdoleniu” ( pisownia oryginalna). Słownictwo w książce jest wręcz infantylne, częste powtarzanie słowa „ kutas” , „ fiut”, „cipka” „szparka” brzydnie i zamiast zaciekawiać czytelnika obrzydza go. Bo, kurde ileż można czytać o „ olbrzymim kutasie na którym rysują się nabrzmiałe od podniecenie żyłki” ? Kolejna rzecz - nie żeby temat seksu był dla mnie tematem tabu – nie oszukujmy się, też jestem kobietą mam Malczika i obydwoje mamy swoje potrzeby, jednak nadmiar seksu i jego opisów drażnił wręcz obrzydzał – bo serio po „ostrym rżnięciu” kiedy w naszej głównej bohaterce Dominik „ wypełnił swym płynem jej szparkę, z której on wypływał” zabrał się do „penetrowania jeszcze pełnej jego płynów szparki” moje wnętrzności podeszły do gardła. Odłożyłam książkę, by na chwilę ochłonąć – nie z podniecenia czy zażenowania – po prostu myślałam że puszczę pawia, a miałam naprawdę dobry obiad i szkoda by go było spuścić w toalecie.
Dobra, przetrawiłam wiadomości i wróciłam do lektury, ale uczucie obrzydzenia towarzyszyło mi aż do końca książki. Niestety, opisy, które mniemam miały pobudzić czytelnika, sprawiły że czuliśmy się zdegustowani. I tak do końca książki.

Okładka tomu II.
Co mogę napisać – słownictwo w książce – wręcz podwórkowe, nagromadzenie słów „ kutas, fiut, cipka, szparka” zniechęcało nas z kartki na kartkę. Opisy dominacji, opisy seksu może i kogoś rozpalą niestety, mnie nie rozpaliły – wręcz obrzydziły. Może skupię się teraz na postaciach : zacznijmy od Summer – niby przedstawiona została jako rudowłosa piękność o nieskazitelnej jasnej skórze, niestety jakoś jej postać nie przypadła mi do gustu. Niby otwarta i odważna bo jakby nie patrzeć weszła w układ z nieznajomym, ale nie podobało mi się to że jest taka uległa i na wszystko ze wszystkimi się zgadza. Nie podobało mi się to, iż wręcz jej marzeniem było „rżnąć” się na oczach wszystkich – nie potrafiła sama siebie zrozumieć jednak mimo wszystko brnęła w to dalej – nie widziała że osoba którą uważała za przyjaciółkę – bo tak chyba Charlotte można nazwać – bawi się jej kosztem, wykorzystuje ją i chce jej zrobić na złość. Z kolei Dominik – tu mam mieszane uczucia. Z jednej strony spodobało mi się to że przedstawiono że nie tylko jakiś mega boss ma dziwne pragnienia, w końcu Dominik był tylko wykładowcą uniwersyteckim – za to z niezłym odziedziczonym majątkiem ( wychodzi na to że każdy dominator musi być nieźle bogaty), z drugiej strony miałam wrażenie że nie do końca dopracowano jego postać. Brakowało mi jego opisu, tego jak wyglądał, bo opis jego „nabrzmiałego z podniety kutasa” nic mi o nim nie mówił. Opis tego jak był ubrany nie rysował mi w wyobraźni jego postaci. Nie wiem o nim nic, prócz tego że jest w te klocki dobry i skryty. Naprawdę w porównaniu do Christiana wypadł blado wręcz jest niewidzialny.
I podstawowe pytanie – kto wymyślił imiona głównym bohaterom? Seriously?! Dominik? Imię to mi się cholernie podobało, jednak teraz to imię kojarzy mi się jedynie z „ ostrym pierdoleniem” - sorry, zniszczone zostało moje wyobrażenie o tym imieniu.

Podsumowując moje wypociny, książka jest dla mnie tanią podróbą „Pięćdziesięciu twarzy Greya”, podróbką, po której dostaniesz wymiotów i zmarnujesz kilka cennych godzin by to przeczytać. Książka nie jest warta swojej ceny, a już tym bardziej nie jest warta Waszego cennego czasu na jej przeczytanie – choć może znajdą się śmiałkowie, którzy podejmą to wyzwanie i ją przeczytają. Osobiście oznajmiam, me spotkanie z Dominikiem i Summer – zakończyło się na pierwszym tomie, i 4 kolejnych nie przeczytam.
A jak podsumuję jednym słowem tę książkę? „Ostre rżnięcie w mojej głowie zakończone kacem”.

8 komentarzy:

  1. Nie słyszałam o tej książce i jak widać słusznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wlasnie przeczytalem ja i mam mieszane uczucia :]

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Niespecjalnie ciągnie mnie do tego typu literatury, więc pass.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie słyszałam o książce, ale jeśli powiem, że okładka mnie urzekła to coś zmieni ? Chyba nie bo jak widzę nie mam czego żałować.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio przeczytałam tę książkę, stąd moja ciekawość, co piszą ludzie na jej temat. Przeszukałam fora i inne strony, w końcu trafiłam tu :) Opinia, niepróżnująca w słowach i tak zbliżona do mojej własnej, spodobała mi się od pierwszego zdania, że postanowiłam odpisać. Nic nowego nie dodam poza tym, że tytuł poza kolorystycznym podobieństwem do Greyowskiej trylogii, nijak ma się do treści. Niespójność na każdym kroku jest po prostu przytłaczająca. Powieść zamiast wyłaniać się przed czytelnikiem po prostu jest, płytka i beznadziejna. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też czułam się zdegustowana,jednak przebrnełam przez całą tą okropność i nie polecam.

    http://swiatksiazkii.blogspot.com/2013/07/osiemdziesiat-dni-zotych-vina-jackson.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest to najbardziej debilna książka jaką czytałam i w 100% zgadzam się z twoją opinią... Ta książka to gniot, na którą stracicie czas. Sama się zastanawiam po jaką cholerę ja to czytałam?! Twoja recenzja jest tak trafna z moją, że lepiej bym tego sama nie ujęła. Totalne dno...

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze wiedzieć na przyszłość - nigdy nie zamierzam tego czytać!!! A widziałam w Biedronce, przyciągnęła mnie okładka, bo interesuję się muzyką! Boże...

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już tu jesteś i zamierzasz zostawić komentarz, to napisz coś więcej niż tylko: "Chcę" , " przeczytam". Szanujmy się i skoro ja poświęcam czas by napisać więcej niż jedno słowo, również i Ty możesz zbudować jedno pełne zdanie :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...